Na Dzień Matki

Guido Gezelle
Moederken

‘t En is van U
hiernederwaard
geschilderd of
geschreven,
mij, moederken,
geen beeltenis,
geen beeld van U
gebleven.

Geen tekening,
geen lichtdrukmaal,
geen beitelwerk
van stene,
‘t en zij dat beeld
in mij, dat gij
gelaten hebt,
allene.

O moge ik, U
onweerdig, nooit
die beeltenis
bederven,
maar eerzaam laat
ze leven in
mij, eerzaam in
mij sterven.

Guido Gezelle
Matula

Żaden twój
tu na ziemi
namalowany
czy napisany
portret twój,
matulu,
żaden obraz
mi się nie ostał,

Żaden sztych
ani światłodruk ,
żadna rzeźba dłutem,
w kamieniu,
chyba, że ten obraz
jedyny, który żeś
pozostawiła
we mnie.

Ach, obym nigdy
niegodnie
obrazu twego
nie zniszczył,
lecz szlachetnie
niech żyje we mnie,
szlachetnie
we mnie
niech umrze.

Wiersz ks. Guido Gezelle Moederken (Matula) powstał w 1891 r. lecz opublikowany został dopiero po śmierci poety. Zob. Pieter G. Buckinx, De moeder van Guido Gezelle, Dietsche Warande en Belfort. Jaargang 99. Standaard-Boekhandel, Antwerpen 1954, s. 544-548. Cyt. tekstu źródłowego – tamże, s. 547-548. W przekładzie zachowano częściowo nietypowy, zastosowany przez autora podział na wersy, w oryginale niezgodny z układem jednostek składniowych.

Wyraz „światłodruk”, w oryginale „lichtdrukmaal”, to nawiązanie do nowej wówczas fotografiki.

Ks. Guido Gezelle (wikipedia)

Ks. Guido Gezelle uznawany jest za najwybitniejszego flamandzkiego poetę XIX wieku. Klimat domu rodzinnego ks. Guido Gezelle można scharakteryzować jako odzwierciedlający tradycyjne wartości ludu flamandzkiego, takie jak rzetelna praca, symbioza z naturą, przywiązanie do wiary i Kościoła, a także poczucie godności wyrażające się m.in. poprzez swoisty lokalny oraz językowy patriotyzm (posługiwanie się dialektem zachodnioflamandzkim). Choć w późniejszych wspomnieniach poeta wiązał swój talent poetycki raczej z ojcem, posiadającym dar trafiania w sedno prostymi słowami, to jednak pamięci matki poświęcił powyższy, poruszający wiersz.

Chronologia życia ks. Guido Gezelle:

1830 – urodzony w Brugii

1846 – uczęszcza do Niższego Seminarium Duchownego w Roeselare

1850–1854 – studiuje teologię w Seminiarum Diecezjalnym w Brugii

1854 – święcenia kapłańskie

1854–60 – pracuje jako nauczyciel w Niższym Seminarium Duchownym w  Roeselare

1858 – debiutuje jako poeta zbiorami Dichtoefeningen (Ćwiczenia poetyckie) oraz Kerkhofblommen (Kwiaty cmentarne)

1860 – obejmuje funkcję rektora Kolegium Angielskiego w Brugii, następnie (po zamknięciu tego pierwszego) pracuje jako wykładowca filozofii w Anglo-Belgijskim Seminarium Duchownym w Brugii

1860 – Kleengedichtjens (Drobne wiersze)

1862 – Gedichten, gezangen en gebeden (Wiersze, pieśni i modlitwy)

1881–1895 – redaguje tygodnik społeczno-polityczny ‘t Jaar 30 (Rok trzydziesty)

1864 – rozpoczyna posługę duszpasterską w parafii przy brugijskim kościele p.w. św. Walburgi

1865–1872 – redaguje tygodnik kulturalny Rond den Heerd (Przy kominku)

1870–1872 – redaguje czasopismo społeczno-polityczne ‘t Jaar 70 (Rok siedemdziesiąty)

1872 – rozpoczyna posługę duszpasterską w parafii przy kościele p.w. Najświętszej Maryi Panny w Kortrijk

1873 – wznawia działalność publicystyczną w prasie katolickiej (De Vryheid, Gazette van Kortrijk)

1880 – publikuje Liederen, eerdichten et reliqua (Pieśni, hymny i relikwie)

1881 – ukazuje się zbiór epigramów Driemaal XXXIII kleengedichtjens (Trzykroć XXXIII krótkie wiersze)

1881–1895 – redaguje czasopismo językoznawczo-etnograficzne Loquela poświęcone dialektowi zachodnioflamandzkiemu

1885 – rozpoczyna prace wydawnicze nad almanachem etnograficznym (Duikalmanak). 30 września w przemówieniu dystansuje się od flamandzkiego ruchu studenckiego

1886 – przekład Pieśni Hiawathy H.W. Longfellowa; nominowany na członka Królewskiej Flamandzkiej Akademii Językoznawczo-Literaturoznawczej w Gandawie

1887 – Tijdkrans (Wieniec czasu); otrzymuje doktorat honoris causa Katolickiego Uniwersytetu w Leuven

1888 – Rijmsnoer om en om het jaar (Wstęga rymów dookoła roku); otrzymuje papieskie wyróżnienie Pro Ecclesia et Pontifice

1889 – obejmuje stanowisko dyrektora klasztoru francuskich sióstr karmelitanek od Dzieciątka Jezus w Kortrijk (do 1893)

1890 – współzałożyciel czasopisma etnograficznego Biekorf (Pszczeli ul)   

1899 – otrzymuje godność kanonika; powraca do Brugii aby objąć stanowisko kapelana klasztoru angielskich Sióstr Kanoniczek, umiera 27 listopada 1901 – pośmiertne wydanie Laatste gedichten (Wiersze ostatnie)[1].


[1] Zestawienie najważniejszych dat na podstawie: Paul Vincent (red.), That limpid singer: a bilingual anthology of the poems of Guido Gezelle (1830-1899). Hull: Association for Low Countries Studies in Great Britain and Ireland (ALCS), 1999, s. …. oraz Guido Gezelle, Poëzie en proza (eds. An De Vos en Piet Couttenier). Bert Bakker, Amsterdam 2002, 507-509.

Leopold Flam na KULu

…and back to Lublin (2024)!

Read in English

Leopold Flam (1912-1995) zasłynął w Belgii przede wszystkim jako filozof oraz wykładowca akademicki na Wolnym Uniwersytecie w Brukseli. Był niekon­wencjonalną postacią, kojarzoną z radykalnie lewicowymi poglądami, a jego wykłady, których bohaterami byli Platon, filozofowie oświecenia, Marx, Nietzsche i francuscy egzystencjaliści, dzieliły zarówno studentów jak i kadrę profesorską na gorących wielbicieli i zażartych przeciwników. Bywał konfliktowy, nie stronił od kontrowersyjnych tez, a jego krytycy zarzucali mu mitologizowanie własnej osoby. Ecce philosophus – taki tytuł nosi jedno z niedawnych opracowań na jego temat[1]. Ów zachodnioeuropejski public intellectual doby powojennej, enfant terrible belgijskich salonów intelektualnych, miał jednak inne strony osobowości, które pozostawały niejako w ukryciu, a która dopiero teraz ujrzały światło dzienne. Stało się tak dzięki edycji jego dzienników, pieczołowicie przepisanych i opracowanych przez sześć­dziesięcioosobowy zespół, któremu przewodzili flamandzka pisarka Kristien Hemmerechts i dziennikarz Guido van Wambeke.

Kristien Hemmerechts jest autorką licznych powieści, zwłaszcza psychologicznych, oraz książek non-fiction, np. o Hubertinie Aretz, Niemce ratującej Żydów podczas II Wojny Światowej. Jej ostatnia książka, Van ver gekomen (2024) ma charakter autobiograficzny i jest opowieścią o powrocie Autorki do wiary katolickiej.

Z dzienników, które obejmują okres do 1957 roku, czyli do chwili, gdy porzuciwszy zawód nauczyciela historii, Flam rozpoczął karierę akademicką i mógł zająć się w pełni swoją wielką pasją, filozofią, dowiadujemy się o jego formacji intelektualnej i życiu prywatnym. Czytelnik staje się świadkiem zmagań Flama z samym sobą, z własną osobowością, które jak się zdaje, od początku mu towarzyszyły, a które zainspirowały Kristien Hemmerechts i Guido van Wambeke, by nadać edycji tytuł Zniosę wszystko, nawet siebie samego. Na kartach dzienników możemy prześledzić jego życie od dzieciństwa, które spędził w skromnych warunkach, a wręcz w ubóstwie, mieszkając z rodzicami i rodzeństwem w antwerpskiej suterenie. Czytamy o latach podczas i tuż po I Wojnie Światowej, które spędził w Lublinie, skąd wywodził się jego ojciec, Hersz Flam (matka, Mala z domu Wajc, pochodziła z Chełma). Flam opowiada o swoich przemyśleniach związanych z rodziną, pierwszej miłości (nieodwzajemnionej, do Anny), oraz drugiej, do Julii Isbutsky, która została jego żoną. Jesteśmy świadkami jego pragnienia zdobywania wiedzy, ale także dylematów związanych z wiarą i tradycją żydowską. Jak wielu jego rówieśników, Flam był zafascynowany komunizmem (był też członkiem belgijskiej partii komunistycznej od lat trzydziestych do 1947 roku). Można go zaliczyć do tzw. fellow travellers, choć jak wskazują niektóre wpisy w dzienniku, nie miał później złudzeń co do ludobójczego charakteru ustroju sowieckiego. Miał świadomość, że procesy moskiewskie końca lat trzydziestych były w całości sfingowane, a w latach pięćdziesiątych ironizował, że gdyby komuniści przejęli władzę w Belgii, to on byłby jednym z pierwszych, którzy zostaliby rozstrzelani. Choć Flam zaakceptował marksistowski materializm dialektyczny, to jak pokazują jego zapiski, w tym przynajmniej okresie równie intensywnie wracał myślami do Boga.

Odkryciem dla czytelnika może być to, jak często Flam odwoływał się do Przedwiecznego, a wręcz jak trudno mu było żyć bez Boga, czy też to, że się modlił. Oto przykładowy wpis:

Piątek, 16 kwietnia 1943

Mimo że coraz bardziej doświadczam Bożej obecności, nie udało mi się jeszcze odnaleźć Boga, wciąż czuję się samotny i to jest powodem mojej ciągłej rozpaczy.

            (przeł. Marcin Polkowski)

Na okres okupacji przypada niejako punkt kulminacyjny zbliżenia Flama do Boga, poszukiwań, które towarzyszyły mu zapewne przez całe życie:

Wtorek, 27 kwietnia 1943 r.

Znaczenie Boga w naszym życiu jest ogromne, a jednak w moich codziennych kontaktach z ludźmi nie potrafię postępować inaczej, niż zdecydowany bezbożnik.

W ciszy nocy człowiek czuje oddech Boga, jest się świadomy Jego opiekuńczej obecności. Teraz wreszcie mam świadomość, że nie jestem sam, teraz, gdy zdaję sobie sprawę z obecności Boga, teraz, gdy czuję Jego opiekuńczą dłoń nad moją głową. To właśnie ta głęboka świadomość napełnia mnie wdzięcznością. Miałem ciężki dzień, ale pochylam głowę i serce z wdzięcznością, ponieważ zrobiłem coś z caritas [tak w oryginale], ponieważ dałem odwagę i nadzieję kobiecie, która była mi bardzo niesympatyczna, ponieważ mam możliwość umieszczenia dziecka w szkole z internatem.

Powoli zbliżam się do mojego Ojca. Właściwie jeszcze tam nie jestem. Ciągle się zbliżam, ale wiem, że On tam jest, że Jego oddech podtrzymuje moje życie, że nigdy mnie nie opuści. W najbardziej ukrytym cierpieniu, w godzinach najbardziej gorzkich wyrzutów sumienia, w rozpaczy i opuszczeniu, w ciężkiej udręce, zapaliło się dla mnie światło, poczułem Boga, otrzymałem jasną świadomość, że Bóg mnie nie opuścił, ale że odwróciłem się od Niego. Teraz pragnę ze wszystkich sił zbliżyć się do Niego, aby Jego światło przeniknęło moje życie, aby Jego ciepłem zniszczyć moją śmierć życia i zmartwychwstać.

(przeł. Marcin Polkowski)

Inne wpisy świadczą o tym, że Flam nawet zafascynował się chrześcijaństwem, w szczególności osobą Chrystusa. Trzeba jednak przyznać, że wyobrażenie Flama o Bogu w młodości i w czasie wojny nie jest jednoznaczne, nie pozostało też stabilne w latach późniejszych, gdy podążył modną ścieżką marksizmu i zanurzył się w filozofii oświeceniowej. Perspektywa ex post zabarwia zatem wiele refleksji na temat tego, w co naprawdę wierzył Flam, jaka była jego najbardziej autentyczna idea Boga. Niedawno na przykład Max Borka napisał, że „liczne prośby wczesnego, ateistycznego i komunistycznego Flama do Boga nie były skierowane do katolickiego Boga, ale do heretyckiej spinozistowskiej wersji niepoznawalnego żydowskiego Przedwiecznego, który jako harmonijne współdziałanie sił natury może być naukowo zgłębiony”. Borka powtórzył krytykę biografa Flama, Willema Eliasa, który stwierdził, że pamiętniki Flama doprowadziły do chrystianizacji lub, jak się ironicznie wyraził, „Kristienizacji” myśli filozofa. Borka twierdził nawet, że rozpatrywanie pojedynczych cytatów uczyniło z Flama karykaturę, „Flam for Dummies”, a z „mistrza wolności i oświecenia chrześcijańskiego świętego i pustelnika”[2].

Ale czy rzeczywiście tak jest? Czy nie możemy odczytywać Flama także w poszukiwaniu jego idei religijnych, mając świadomość, jak często wiara jest ściśle spleciona z niewiarą? Śmiem twierdzić, że tak, choć miejmy też świadomość, że Flam pozostawił w dziennikach wywód niejednoznaczny, uwikłany w sprzeczności, niesystematyczny i niekonsekwentny. Jakkolwiek by było, zagadnienie to niewątpliwie zasługuje na dalsze studia, które będą zapewne jednym z rezultatów sesji naukowej poświęconej Flamowi na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II (23 maja 2024). Problematyka wiary i niewiary, obecności Boga w życiu, to tylko jedna z fascynujących spraw, o których Flam pisał, ale akurat ona przemówiła do mnie najbardziej, sprawiając, że stałem się entuzjastycznym czytelnikiem jego zapisków. Być może dlatego nie powinniśmy uznać tego za przypadkowe, choć z pewnością jest też w tym coś paradoksalnego, że Flam, wracając do Lublina, zagościł poprzez swoje dzienniki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II, gdzie od niedawna prężnie działa Centrum Relacji Katolicko-Żydowskich im. Abrahama Heschela.  

Dzienniki Flama stanowią interesujące świadectwo tego, jak informacje o zbrodni Holokaustu, dokonanej w okupowanej Polsce i innych krajach Europy Środkowej przez niemieckich nazistów, docierały do Europy Zachodniej m.in. polskimi kanałami. We wtorek 30 marca 1943 r. Flam odnotował w swoim dzienniku, że stan Żydów w okupowanej przez Niemców Polsce „przekracza wszelkie wyobrażenia” (s. 261). „Nawet komory gazowe są używane do przyspieszenia eksterminacji Żydów”. Nota redakcyjna odnosi się do artykułu w Le Flambeau, podziemnej publikacji Belgijskiego Komitetu Obrony Żydów, cytującego przemówienie radiowe, w którym polski premier Władysław Sikorski, szef polskiego rządu na uchodźstwie w Londynie, apelował do światowej opinii publicznej o pomoc Żydom. Flam, który nie był zarejestrowany jako Żyd w okupowanej Belgii, zrobił wiele, aby pomóc uratować inne osoby narodowości żydowskiej, w tym dzieci, wykorzystując swoje kontakty z ruchem oporu.  

 Nie sposób w tak ograniczonym, siłą rzeczy, wyborze, oddać wszystkich cech osobo­wości i doświadczenia Flama. Kompilując zbiór cytatów, który przełożyli studenci nider­landystyki KUL, skoncentrowałem się przede wszystkim na tych częściach dziennika, które dotyczą młodości Flama, okresu od początku prowadzenia zapisków w 1926 roku do wy­buchu II wojny światowej, z kilkoma fragmentami powojennymi. Flam miał wtedy około dwudziestu lat, był rówieśnikiem studentów, którzy zamienili się w czytelników i tłumaczy jego zapisków. Spodziewam się, że wiele z jego doświadczeń i dylematów związanych z rówieśnikami i rodziną, zabrzmi znajomo dla każdego, kto jest w tym samym wieku. Chciałem też, by passusy te oddawały coś z najwcześniejszych poszukiwań intelektualnych i rozterek duchowych Flama. Nad przekładem pracowało czworo studentów, członków Koła Naukowego Studentów Filologii Niderlandzkiej – Kamil Narolski, Robert Urban, Natalia Żeleźnicka i Radosław Żukowski – bardzo Państwu dziękuję za udaną współpracę! Prace trwały miesiąc, a zakończyły się dyskusją we wspólnym gronie, którą przeprowadziliśmy na platformie MS Teams.


[1] Tom de Mette, Willem Elias, Jean-Pierre Vanhee, Ecce philosophus. Leven en werk van Leopold Flam. Gent 2021.

[2] https://www.vub.be/nl/nieuws/een-nabeschouwing-bij-het-grote-flam-debat-aan-de-vub (dostęp 14.05.2024)

Herman Heijermans w polskim teatrze. Czy istnieje nadzieja na powrót „Nadziei”?

Od epoki Gierka (dla młodszych czytelników: lata siedemdziesiąte XX wieku) żadna ze sztuk zasłużonego niderlandzkiego dramaturga Hermana Heijermansa nie była grana na polskich scenach. Po raz ostatni jego Nadzieję polscy widzowie mieli szansę zobaczyć w Teatrze Telewizji w 1974 roku.

Szczyt popularności Heijermansa na ziemiach polskich to początek XX wieku. Heijermans w polskiej recepcji jest przede wszystkim galicyjski i socjalistyczny, w jego recepcję zaangażowani są literaci związani z PPSem oraz organy prasowe tego ugrupowania. Są wśród nich twórcy polsko-żydowscy, piszący po polsku i jiddisz, np. Andrzej Marek. Sztuki Heijermansa cieszyły się powodzeniem także wśród odbiorców z innych kręgów. Autorem przekładu Nadziei, o którym będzie mowa w wystąpieniu, był skądinąd związanny z narodową demokracją Jan Kasprowicz. Dramat w jego przekładzie grywano z powodzeniem przed I Wojną Światową między innymi we Lwowie, Krakowie, Krynicy, czy Wilnie. Zbierał entuzjastyczne recenzje: można śmiało powiedzieć, że tragizm losów holenderskich rybaków jednoczył polskich widzów we wszystkich trzech zaborach. Podobnie było w wolnej Rzeczpospolitej: w dwudziestoleciu międzywojennym grano Nadzieję w Łodzi i Warszawie.

A oto fragment młodopolskiego przekładu Jana Kasprowicza, w którym być może dostrzeżemy cechy gwary lwowskiej, zwanej bałakiem:

Kniertje‎do‎ ‎Klementyny.

 Jo,‎ ‎jo!‎ ‎jakby‎ ‎tak‎ ‎woda‎ ‎umiała‎ ‎godać…‎ ‎Ach‎ ‎panienko‎ ‎—‎ ‎życie‎ ‎na‎ ‎wodzie,‎ ‎to‎ ‎nie‎ ‎żodne‎ ‎ rozkosze. Człowiek‎ ‎oddzielony‎ ‎je‎ ‎od‎ wieczności‎ ‎o‎ ‎jeden‎ ‎włosek…​

 Ciężko‎ ‎je‎ ‎chłopom,‎ ‎ciężko‎ ‎je‎ ‎i‎ ‎kobitom.‎ ‎Wczoraj‎ ‎przechodziłam‎ ‎kole‎ ‎ogrodu‎ ‎wójta‎ ‎—‎ siedzieli‎ ‎przy‎ ‎stole i‎ ‎jedli‎ ‎ryby‎ ‎—‎ ‎gorące,‎ ‎że‎ ‎ino‎ ‎tak‎ ‎parowało‎ ‎—‎ ‎a‎ ‎wątróbka‎ ‎leżała‎ ‎osobno‎ ‎—‎ ‎a‎ ‎dzieci‎ ‎siedziały‎ ‎ze‎ ‎złożonemy‎ ‎rączkamy‎ ‎i‎ ‎modliły‎ ‎sie.‎ ‎Takem‎ ‎sobie‎ ‎pomyślała‎ ‎w‎ ‎swoi‎ ‎prostocie,‎ ‎że‎ ‎to‎ ‎nie‎ ‎ładnie‎ ‎—‎ ‎Boże‎ ‎my odpuść‎ ‎grzych‎ ‎—‎ ‎żeby‎ ‎wójt‎ ‎abo‎ ‎inni‎ ‎—‎ ‎takem‎ ‎sobie myślała‎ ‎—‎ ‎bo‎ ‎straszno‎ ‎była‎ ‎wichura‎ ‎—a‎ ‎przecie‎ ‎ryby pochodzom‎ ‎z‎ ‎tego‎ ‎samygo‎ ‎morzo,‎ ‎gdzie‎ ‎som‎ ‎nasze nieboszczyki.‎ ‎—‎ ‎—‎ ‎Cisza.‎ ‎Pewnie,‎ ‎że‎ ‎to‎ ‎je‎ ‎głupstwo tak‎ ‎myślić‎ ‎—‎ ‎to‎ ‎je‎ ‎przecie‎ ‎los‎ ‎wszystkich‎ ‎kobit‎ ‎ryboków‎ ‎—‎ ‎a‎ ‎przeciw‎ ‎losowi‎ ‎powstować‎ ‎nimożno.‎ ‎— Jo!‎ ‎Jo!‎ ‎Te‎ ‎ryby‎ ‎drogo‎ ‎kosztujom…‎ ‎Panienka‎ ‎płacze?​

Klementyna‎ ‎wybucha‎ ‎płaczem.​

Ach!‎ ‎Boże!‎ ‎—‎ ‎żeby‎ ‎tylko‎ ‎dzisiaj‎ ‎jaki‎ ‎statek‎ ‎nie zginął!​

(H. Heijermans, Nadzieja, przeł. J. Kasprowicz, 1902, s. 122-123)​

Czy zgodzimy się z Jerzym Kochem, że „Dziś […] owa »szata swojska« razi nie tylko młodopolskim chłopomaństwem, ale i nieznośną dla współczesnego ucha manierą stylistyczną, dawno już przebrzmiałą”? A może gwara lwowska Kasprowicza nie zatraciła swojego uroku?

Wkrótce po II Wojnie Światowej Heijermans powraca na polskie sceny teatralne. Tym razem zostaje pośmiertnie wcielony w szeregi twórców socrealizmu. Pojawia się nowe wydanie Nadziei (1949) ze wstępem Bolesławy Hajdukowicz utrzymanym w konwencji marksistowskiej (walka klas, holenderscy kapitaliści kontra robotnicy). Z drugiej strony nawet Hajdukowicz dostrzegała uniwersalny wymiar dzieła:

W istocie Nadzieja stanowi historię nie jednej, określonej rodziny rybackiej, lecz jest wzruszającą opowieścią o każdej rodzinie rybackiej, rzuconej w takie same warunki społeczne i gospodarcze. Jest to symbolizm, któremu sprostać mogą tylko wielkie serca i talenty pisarskie.

Herman Heijermans posiadał i wielkie serce żywo odczuwające krzywdę społeczną i wielki talent buntujący się przeciw kapitalistycznemu ustrojowi wyzysku człowieka przez człowieka.

Są też wyśmienite przedstawienia, którym trudno zarzucić ideologizację, np. w Teatrze Miejskim w Lublinie (1946).

H. Heijermans, Nadzieja, tłum. J. Kasprowicz, Lwów 1902

W tym roku obchodzimy okrągłą, pięćdziesiątą rocznicę ostatniego przedstawienia Nadziei w Polsce.

Czy nie jest to najwyższy czas, by Nadzieja i inne sztuki Heijermansa ponownie zagościły w repertuarze polskich teatrów? Czy da się uratować Nadzieję ze skojarzeń z recepcją doby PRLu i przywrócić jej uniwersalny, solidarnościowy wydźwięk protestu przeciwko wyzyskiwaniu prostego, bezbronnego człowieka?

  • Jaka jest aktualna recepcja dramatu w Holandii? ​
  • Dlaczego Nadzieja znikła z repertuaru polskich teatrów (podobnie jak inne sztuki Heijermansa)? ​
  • Czy przyczyną jest „przebrzmiały” język przekładu Kasprowicza? A może na dramacie zaciążyła ideologiczna recepcja w dobie wczesnego PRLu? ​
  • Co dalej? Jaka jest szansa na powrót Nadziei do polskich teatrów? ​
  • Jakie warunki powinny zostać spełnione, aby to się stało? (np. czy jest potrzebny nowy przekład na j. polski?)​

Między innymi na ten temat będziemy dyskutować podczas najbliższego Seminarium Historycznoteatralnego. Zapraszamy!