1930. Felix Timmermans w Katowicach. Przyczynek do recepcji literatury flamandzkiej w II Rzeczpospolitej

W niemieckojęzycznym czasopiśmie wydawanym w Katowicach w dwudziestoleciu międzywojennym (Wirtschaftskorrespondenz für Polen: Organ der „Wirtschaftlischen Vereinigung für Polnisch-Schlesien”) znajduje się interesujące źródło do wczesnej recepcji flamandzkiego pisarza Felix Timmermansa na ziemiach polskich.

Źródło: Polona

W notatce prasowej, o której mowa, znajdziemy sprawozdanie ze spotkania z belgijskim powieściopisarzem, do którego doszło w Katowicach pod koniec października 1930 roku. Wiemy, że w 1930 roku Felix Timmermans odwiedził Niemcy i Polskę, w 1934 roku Węgry, bywał także m.in. w Austrii i we Włoszech. Notatka prasowa w Wirtschaftskorrespondenz für Polen pomoże uzupełnić szczątkową, jak się zdaje, wiedzę na temat jego wizyty w Polsce i recepcji jego dzieł w II Rzeczypospolitej.

Felix Timmermans w Berlinie (1931). Źródło: Wikipedia

Timmermans stał się popularnym autorem poza granicami Belgii już we wczesnych latach dwudziestych XX wieku. Pierwszy przekład jego powieści, Het Kindeken Jezus in Vlaanderen (Dzieciątko Jezus we Flandrii), ukazał się w języku niemieckim w 1919 roku. Tłumaczem był Anton Kippenberg, kierownik wydawnictwa Insel Verlag z Lipska. Nakładem Insel Verlag ukazały się koleje niemieckojęzyczne przekłady powieści Timmermansa. Belgijski pisarz chętnie gościł w Republice Weimarskiej, a kontaktów z Niemcami nie przerwał po dojściu Hitlera do władzy. Z badań Ingrid van de Wijer wynika, że do 1939 roku Timmermans wygłosił co najmniej 140 prelekcji „nawet w najdalej położonych regionach takich jak Śląsk czy Prusy Wschodnie” [1]. W innym miejscu badaczka cytuje wypowiedź samego Timmermansa:

[…] 19 lutego 1931 r. sam Felix Timmermans napisał do Flor van Reeth: „Pojutrze, w sobotę, wyjadę do Prus Wschodnich, aż pod samą Litwę. Wrócę wkrótce, w niedzielę 1 marca. Muszę wtedy spędzić jeszcze trzy dni w Holandii, a potem będę wolny…”

(tamże, przekład M.P.).

Wyprawa do Katowic była zapewne efektem ubocznym jego pełnego sukcesów niemieckiego tournée. Grupę docelową stanowili niemieckojęzyczni Ślązacy. W Katowicach Timmermans porozumiewał się po niemiecku i czytał z niemieckich przekładów swoich utworów (pierwsze polskie przekłady jego powieści powstały dopiero po II Wojnie Światowej).

Z artykułu dowiadujemy się, co następuje:

Felix Timmermans w Katowicach

Flamandzki poeta Timmermans, którego dzieła ukazały się po niemiecku w wydawnictwie Insel-Verlag z Lipska, był naszym gościem podczas jednego z wieczorów. Ma on sylwetkę dobrodusznego, żywotnego wiejskiego proboszcza. Wolny od jakiejkolwiek pozy czy udawanej prostoty, opowiada nam we wzruszający sposób łamaną niemiecczyzną o swoim życiu, które podobnie jak jego dzieła związane jest nierozerwalnie z małym miasteczkiem Lier. Pojawiają się ukochane postaci rodziców, ojca, z zawodu rolnika, który swoim trzynaściorgu dzieciom co chwila przynosił najbardziej niezwykłe rzeczy, takie jak owinięte w nietypowy papier „rosyjskie” ruble, które w rzeczywistości nie miały takiej proweniencji, czy też 5000 żywych chrabąszczy majowych, a także opowiadał im zaczarowane baśnie. Timmermans opowiada o potajemnej wyprawie do Antwerpii, będącej dla niego i jego towarzyszy zabaw celem młodzieńczych marzeń. Doświadczamy całej jego kariery niemal bezpośrednio, śledzimy, jak to wspaniałe dziecko stało się utalentowanym poetą, słyszymy o jego podróży do Włoch z żoną Mariechen [Marieke] i czwórką dzieci, co, jak wiernie zapewnia, nie będzie końcem historii pod względem liczebnym*. Na koniec poeta czyta dwa krótkie utwory, legendę o Trzech Królach i bajkę o śwince*.
Wybraliśmy się na tę prelekcję, przygnębieni wydarzeniami, bez szczególnego nastroju. Nie minęło kilka minut, a zostaliśmy wciągnięci w bardziej czysty, lepszy świat. Spotkanie z poetą i człowiekiem Felixem Timmermansem sprawiło, że serce zaczęło mocniej bić, dodało szczęścia, przyniosło pocieszenie. Cóż więcej można powiedzieć na pochwałę?

Źródło: Wirtschaftskorrespondenz für Polen : Organ der „Wirtschaftlischen Vereinigung für Polnisch-Schlesien”. Jg.7, Nr. 45 (1 November 1930), s. 6.

*Żoną Timmermansa była Marieke z d. Jansen (1892-1982). Małżonkowie mieli czworo dzieci: córki Lię (ur. 1920), Clarę (ur. 1922) i Tonet (ur. 1926), oraz syna Gommaara (ur. 1930).

** „Legenda o trzech królach” to zapewne Driekoningen-triptiek (Tryptyk Trzech Króli), opowiadanie z 1923 roku, które zostało zaadaptowane jako pastorałka dramatyczna En als de ster bleef stille staan (A gdy gwiazda się zatrzymała) przez Timmermansa i Eduarda Vetermana (1924). Ta ostatnia niedawno doczekała się adaptacji filmowej w reżyserii Gusta van den Berghe, Little Baby Jesus of Flandr (2010), z niepełnosprawnymi aktorami w rolach głównych. „Bajka o śwince” to z kolei „Het verksken” (Świnka) ze zbioru humorystycznych opowieści dla dzieci Het keerseken in het lanteern (1928).

Źródło: Polona

Wracając do Wirtschaftskorrespondenz für Polen — wydawcą tego periodyku był publicysta, krytyk i dziennikarz Franz Goldstein (1898—1982). Goldstein pochodził ze niemiecko-żydowskiej rodziny, która od wielu pokoleń mieszkała w Katowicach. Propagował nie tylko literaturę niemiecką (a po 1933 roku autorów będących w opozycji wobec nazizmu), ale też polską kulturę i piśmiennictwo. W 1938 roku, w wyniku wygaśnięcia konwencji genewskiej, chroniącej Żydów na terenach plebiscytu górnośląskiego, udał się na emigrację, osiedlając się w Palestynie. Jego losy (i niedocenione zasługi dla relacji polsko-niemieckich) opisał Robert Rduch w tekście Optant. Das tragische Schicksal des Kritikers Franz Goldstein (1898—1982).

Ul. J. Piłsudskiego (obecnie Warszawska) w Katowicach. Źródło: NAC

Jako że to właśnie Goldstein był odpowiedzialny w Wirtschaftskorrespondenz für Polen za rubrykę literacką, jest dosyć prawdopodobne, że również on zorganizował wieczór autorski z Felixem Timmermansem i sporządził z tego spotkania notatkę. Nie wiemy, gdzie spotkanie miało miejsce. Być może Timmermans zawitał w siedzibie redakcji Wirtschaftskorrespondenz für Polen, która mieściła się przy ul. Józefa Piłsudskiego 27 (obecnie Warszawskiej).

Odkrycie w księgozbiorze niderlandystycznym KUL. Autograf flamandzkiego pisarza Josa Arrasa?

Księgozbiór niderlandystyczny na KULu wciąż kryje wiele zagadek. A oto jedna z nich. Książka z autografem Josa Arrasa. Czy właściciela książki, która trafiła na KUL, można utożsamić z zapomnianym flamandzkim pisarzem Josem (Jozefem) Arrasem?

Autograf właściciela książki (powiększenie). Księgozbiór niderlandystyczny, fot. M. Polkowski

Podpis znajduje się w egzemplarzu zbioru opowiadań Het uitzicht der dingen (Wygląd rzeczy) (1906) flamandzkiego pisarza Stijna Streuvelsa (1871-1969). Streuvels był autorem powieści w nurcie naturalistycznym, w których przeważnie opisywał życie rolników na wsi flamandzkiej. Wielu komentatorów zgodnie podkreśla uniwersalizm jego prozy. Choć Streuvels był poważnym kandydatem do nagrody Nobla, to jednak jego dorobek nie znalazł uznania w oczach komitetu sztokholmskiego, w przeciwieństwie do Władysława Reymonta, z którym belgijski pisarz niekiedy bywa porównywany. Zbiór Het uitzicht der dingen ukazała się po raz pierwszy nakładem amsterdamskiego wydawcy L.H. Veena (bez daty wydania) [1] [2]. Wszystkie cechy tego wydania posiada egzemplarz z KUL. Można przypuścić, że w lubelskiej kolekcji znajduje się pierwodruk zbioru Streuvelsa.

Karta tytułowa zbioru opowiadań Stijna Streuvelsa z księgozbioru niderlandystycznego KUL

Egzemplarz lubelski ma zdobną okładkę z piękną grafiką w stylu art nouveau. Z uwagi na stan zachowania wymaga jednak pilnej konserwacji.

Książki niderlandzkie trafiały na KUL w XX wieku różnymi sposobami. Przeważnie były to dary osób prywatnych związanych z uczelnią bądź sympatyzujących z nią. Były to też zasoby przekazywane przez instytucje w krajach niderlandzkojęzycznych, w szczególności przez Katolicki Uniwersytet w Leuven (KU Leuven). Mało wiadomo o okolicznościach, w jakich na lubelską uczelnię trafiały książki niderlandzkie w dwudziestoleciu międzywojennym lub okresie powojennym (od późnych lat pięćdziesiątych, kiedy to uczelnia mogła wznowić kontakty z Belgią). Nie dysponujemy zatem wiedzą, w jaki sposób na uczelnię dotarła książka, w której znajduje się podpis Josa Arrasa.

Jos Arras, ale który?

Kim był Jos Arras? W Belgii w I połowie XX wieku żyło kilka osób o tym imieniu i nazwisku. „Jos” to skrót od imienia „Jozef”. Jos Arras (1934-2008) był fotografem Biblioteki Katolickiego Uniwersytetu w Leuven. Jeśli to on był darczyńcą, to być może rzeczony egzemplarz został przez niego podarowany podczas zbiórki na rzecz KUL [3]. Jest to prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że wiele książek w lubelskim księgozbiorze niderlandystycznym to dary z Leuven.

A może książka należała do pisarza Josa Arrasa? (źródło fotografii: https://www.lier1418.be/blog/jozef-arras-liers-schrijver-engeland-tijden-woi)

Zdecydowanie najbardziej intrygującą hipotezą jest to, że egzemplarz należał do Josa Arrasa (1890-1919), wówczas młodego, dobrze zapowiadającego się flamandzkiego pisarza i poety, autora wierszy i (podobnie jak Streuvels) opowiadań zaliczanych do literatury regionalnej. Pochodził z Lier, a podczas I Wojny Światowej przedostał się z okupowanej Belgii do Wielkiej Brytanii. Zmarł podczas pandemii grypy („hiszpanki”) tuż po zakończeniu działań wojennych [4] [5] [6]. Jego archiwum zostało przekazane w 2015 roku miastu Lier przez wnuka, Jefa Arrasa [7].

Potrzebne są dalsze badania

Kwestia, do kogo należała książka, jest otwarta. Konieczne jest przeprowadzenie badań w archiwum miejskim w Lier, by ustalić ponad wszelką wątpliwość, czy podpis w lubelskim egzemplarzu należał do zmarłego w 1919 pisarza. W przeciwnym razie najbardziej prawdopodobnym kandydatem na właściciela byłby związany z KU Leuven fotograf. Widoczne jest, że egzemplarz wymaga konserwacji. Niestety brakuje na to środków. Może znalazłby się sponsor, który pokryłby koszty konserwacji książki, będącej pięknym, materialnym świadectwem kontaktów polsko-belgijskich?

2022 – pisarze niderlandzcy nadal bez Nagrody Nobla

W tym roku Nagroda Nobla przypadła francuskiej pisarce Annie Ernaux. Nadal czekamy na niderlandzkiego noblistę. Kraje niderlandzkojęzyczne są bodajże jedynym większym obszarem lingwistycznym w Europie, który nie może dotychczas pochwalić się laureatem tej prestiżowej nagrody. Czyżby więc Szwedzka Akademia, mówiąc potocznie, „uwzięła się” na Niskie Kraje? Pytanie pozostawię bez odpowiedzi. Poczekajmy do następnego roku.

Królestwo Niderlandów może się pochwalić noblistami z wielu dziedzin, zwłaszcza fizyki, chemii, medycyny i ekonomii. Holendrzy otrzymywali też dwa razy pokojową Nagrodę Nobla (w 1911 roku Tobias Asser, organizator haskich konferencji pokojowych w 1899 i 1907, a w 1954 roku Gerrit Jan van Heuven Goedhart z ramienia Biura Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców ONZ). Belgowie również mogą się poszczycić sporą listą noblistów. Jedynym laureatem literackiej Nagrody Nobla z Belgii był piszący po francusku symbolista Maurice Maeterlinck.

Maurice Maeterlinck

Literackiego Nobla nie otrzymali pisarze tej miary, co Stijn Streuvels czy Ferdinand Bordewijk. W przeszłości często wskazywano na Louisa Paula Boona, Harry’ego Mulischa czy Ceesa Nootebooma jako kandydatów, żaden z nich jednak nie otrzymał tego wyróżnienia. Uznania Akademii Szwedzkiej nie zdobył też jeden z pierwszych nominowanych Holendrów, poeta Willem Kloos.

Willem Kloos, niedoszły niderlandzki noblista. Niesłusznie pominięty?

Dlaczego więc żaden pisarz posługujący się językiem niderlandzkim nie otrzymał Nagrody Nobla? Jest to zastanawiające dla samych Holendrów i Flamandów. Dziennikarz Alex Shephard, który notabene jak się wydaje nieco zazdrości Polsce sześciu noblistów w tej dziedzinie, odpowiada na to pytanie następująco:

  • Szwedzi nie interesują się Niderlandami, choć są to kraje dosyć zbliżone do siebie (germańskojęzyczne, położone nad morzem, monarchie itd. [i dodajmy też: bardzo liberalne]);
  • literatura niderlandzka jest prawie nieobecna na międzynarodowym, zwłaszcza anglojęzycznym rynku wydawniczym;
  • czytelnik anglojęzyczny dysponuje niewieloma przekładami utworów literatury niderlandzkiej;
  • czynnik psychologiczny: „antynacjonalistyczna” postawa Holendrów nie sprzyja wyróżnieniu ich literatury narodowej na świecie.

Sprawa nie jest jednak całkiem stracona. W 2003 roku nagrodę Nobla otrzymał John Maxwell Coetzee, obywatel RPA piszący po angielsku, ale pochodzący z rodziny afrykanerskiej. Jest to dyskusyjne, ale w jakimś sensie jest to nobel dla Niderlandów.

O związkach Johna Maxwella Coetzee z literaturą niderlandzką może świadczyć m.in. to, że opublikował on zbiór przekładów poezji niderlandzkiej. We wstępie do tego zbioru nazywa on literaturę niderlandzką „a literature that, on the European stage, does not often pretend to eminence, that indeed habitually deprecates itself to a degree puzzling to an outsider like myself, brought up on another Netherlandic literature – Afrikaans – that has not been shy to flaunt its modest achievements” [literaturą, która na scenie europejskiej nieczęsto pretenduje do wielkiego znaczenia, która faktycznie ma we zwyczaju deprecjonować siebie w stopniu, który jest zdumiewający dla outsidera takiego jak ja, wychowanego na innej literaturze niderlandzkiej, Afrikaans, która nie stroniła od eksponowania swoich skromnych osiągnięć, przeł. MP] (Landscape with rowers, transl. and intr. by J.M. Coetzee, Princeton NJ 2003, s. vii).

Może właśnie w tej wypowiedzi południowoafrykańskiego noblisty kryje się odpowiedź na pytanie, dlaczego żaden pisarz z Królestwa Niderlandów i Flandrii nie otrzymał jeszcze nagrody Nobla?

Poezja niderlandzka w przekładzie noblisty J.M. Coetzee. Ze zbiorów autora bloga.

A co dalej? Zobaczymy w przyszłym roku.